26 września 2006, 18:49
W niedziele Gogi była sobie w Pieninach … (hmmm … zaczyna się troszkę nudno :)) . A dokładniej w Homolu ( no w sumie na początku to chyba można tylko nazwać Homolem :D bo później rodzice wygnali nas do jakiegoś lasu , na Słowacje i w ogóle troszkę chodzenia było :D ) A byłam sobie z rodzinką : mamką , tatą siostrą , kuzyneczką (7 letnią :D też inteligentnie brać takiego diabełka w góry ?? :D ) z babcia i dziadkiem , którzy sobie kawałek podeszli ,posiedzieli tam na polance i wrócili sobie ta sama trasa :) . Ogólnie było świetnie, pełno skałek – na które oczywiście musiała się powspinać .. no wszystko było by fajnie , gdyby nie fakt , ze raz musiałam z takiej skałki znosić kuzynkę , a kilka razy sama nie mogłam zejść :D (no ale to nie moja wina , ze lepiej mi się wychodzi i nie widzę wysokości jaka zostają pode mną :D ) aż dziwne , że nikt mnie tam nie pierniczył , bo w sumie po tych skałkach to raczej nie wolno się wspinać , przynajmniej nie ma ich zaznaczonych na mapie jako szlaku turystycznego :D . Po drodze spotkaliśmy sobie jakiś górali z duuuużym stadem owiec :D ( no jakby mogło być inaczej jak się idzie niewiadomo jakimi skrótami :D ) Ale w każdym wypadku to moje przemawianie do owieczki , która jako jedyna poszła za nami … „Kochanie , ale idź już do siebie” „Maleńka przecież ja Cię nie mogę wsiąść do domku …” „ale ty masz rogi , no uciekaj , siiioooo !!” a później tłumaczenie psu , który przyszedł chyba za owcą „ Ale my jej nic nie zrobiliśmy , weź ją sobie i zaprowadź do stada” „no mały ( jasne mały do bernardyna :D ) ale się nie denerwuj , ładny jesteś , ja Cię lubię ..NO IDŹ MI JUŻ STAD !!”
Później z tymi góralami poszliśmy sobie tam do nich do bacówki , gdzie sprzedawali oscypki .. oczywiście kupiliśmy sobie 2 takie wielkie :D na grilla ;) ale przy okazji zostaliśmy poczęstowani czymś co nazywa się żętyca (bodajże jest to kwaśne mleko owcze :D ) ale to faktycznie jest kwaśne jak cholera i takie bleee , nigdy więcej nie zmuszajcie mnie do wypicia tego :D ) Pobawiłam się z małymi szczeniakami , jak się później okazało tego bernardyna którego przeganiałam :) I ruszyliśmy dalej …
Przy samym zejściu (oczywiście baaardzzo urozmaiconym , bo jakże by inaczej :D ) siedliśmy sobie na takich ławeczkach , żeby sobie coś zjeść i odpocząć . Ja sobie siadłam w półcieniu z Marysią , a reszta poszła do auta się przebrać czy też się czegoś napić :D. A jakieś 2 ławeczki dalej siedzieli sobie : 2 babki i 2 facetów i takie jedno małe dziecko ( chłopiec – Filipek .. :D ) , chowane bezstresowo , otwarte na każdego , więc podeszło sobie i do nas i zaczęło sobie gadać , wygłupiać się :D a że mi odwalało cały dzień , tak że praktycznie cała drogę szłam płacząc ze śmiechu , albo narzekając ,ze już nie mogę się śmiać , bo mnie brzuch boli – więc zaczęłam się wydurniać razem z Fifim … na co jedna babka mówi do drugiej : (co prawda nie wiem czy miałam to słyszeć czy nie , ale głośno mówiły ) : „popatrz jaka fajna , uśmiechnięta dziewczynka . akurat by była w sam raz , żeby iść z naszym Pawełkiem na to wesele” ( no z wiadomych powodów , sam ten tekst mnie rozwalił :D )
Później kolejna faza zarąbistego humorku nastąpiła w aucie , gdzie za wszelką cenę musiałyśmy budzić Manie, żeby nam nie zasnęła . Typu śpiewanie na maxa jakiegoś czegoś bliżej nie znanego :D Opowiadanie głupich dowcipów i śmianie się cudzymi śmiechami :D (fajnie to brzmi :D )
Wczoraj to pisałam sobie sprawdzianki z polskiego ..bleee … dzisiaj z niemieckiego… ble…
Nadal nie wiem co mam robić , na co się zdecydować i na to i na to potrzebuje spoto odwagi ... Ale poddać się ? Nie chce ,chciałabym w końcu wiedzieć , co mam robić ..!! Proszę o jakąś podpowiedź , znak :)
Owieczki , żętyca , bernardyn , mały Filipek , skałki -normalnie aż mi się buzia cieszy :D
... :*